Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Repatriacja: Walentyna i Anna spełniły marzenie przodków

Maria Sowisło
Maria Sowisło
Wideo
od 16 lat
Do niedawna obywatele Kazachstanu, a teraz już Polski - Anna z mężem Siergiejem i mamą Walentyną, od dwóch lat mieszkają w małej wsi w gminie Chojnice-Ostrowite. Przodkowie rodziny byli Polakami. Jak wspominają, w Kazachstanie nie żyło im się najlepiej. Tam postrzegani byli jako Polaczki. Wśród Rosjan byli Kazachami. Wierzą, że tutaj jest ich ojczyzna, do której tak bardzo chciała wrócić babcia Rozalka, a wcześniej prababcia Olimpia.

Każdy z rodziny Anny Czubakowskiej uważa, że jest Polakiem. Jak pradziadkowie, którzy w 1936 roku zostali wywiezieni do Kazachstanu. Byli Polakami i, jak dobrze w rodzinie pamiętają, majętnymi. Takimi, których nie lubili Sowieci. To właśnie oni, kiedy doszli do władzy, postanowili „oczyścić” tereny przygraniczne ZSRR z „polsko-niemieckiego elementu nacjonalistycznego”. Historycy szacują, że na mocy traktatu ryskiego z 1921 roku zawartego między Polską, Rosją i Ukrainą, za granicami kraju zostało do 2 mln obywateli polskich. O ile wysiedleni przymusowo Niemcy już w latach 80. i 90. masowo zaczęli wracać do swojej ojczyzny, o tyle Polacy tę drogę zaczęli po 2000 roku, kiedy Sejm uchwalił pierwszą Ustawę repatriacyjną. Do 2017 roku z krajów azjatyckich do Polski wróciło 6054 osób mających polskie korzenie. I właśnie z tej ustawy skorzystała Anna Czubakowska z mężem Siergiejem i mamą Walentyną. Od dwóch lat mieszkają w Ostrowitem w gminie Chojnice. Warunkiem powrotu były nie tylko udokumentowane korzenie, ale też zaproszenie do przyjazdu z gminy polskiej. Takiej, jak gmina Chojnice.

- Mamy sporo Polaków będących za granicami naszej ojczyzny, którzy nie z własnej winy, często ze względów politycznych i wojennych, tam się znaleźli. Często marzą, żeby wrócić do ojczyzny. Uważamy, ze mamy moralny obowiązek pomagania naszym polonusom, co od kilku lat czynimy - mówi wójt gminy Chojnice Zbigniew Szczepański, przypominając, że samorząd udostępnia repatriantom na dwa lata mieszkanie komunalne. Nieodpłatnie.

Drugą z rodzin przyjętą przez gminę Chojnice jest właśnie Anna, Walentyna i Siergiej. Przodkowie kobiet mieszkali przed 1936 rokiem w Żytomierzu. Polskim mieście, które po II rozbiorze Polski znalazło się w imperium rosyjskim, po pokoju ryskim w 1921 roku w ZSRR, a w 1991 roku w Ukrainie.

- Babcia Rozalia ciągle chciała wrócić do Polski, jak jej mama Olimpia. Tęskniły. Rozmawialiśmy o tym w domu. Kiedyś nie było takiej możliwości - wspomina dziś Anna Czubakowska. - Kiedyś siedziałyśmy z mamą w kuchni i ona powiedziała, a może byśmy pojechały do Polski? Powiedziałam, że muszę się nad tym zastanowić, bo jak tak, od razu? Zaczęliśmy się o to starać. Teraz przyjmują, to chcemy wrócić do Polski. Było nam łatwiej, bo nie mamy dzieci. Bo naprawdę, dużo ludzi czeka na tę decyzję o wydanie wizy krajowej, żeby przyjechać. To też nie było tak szybko. Musieliśmy czekać dwa lata - wspomina Anna.

Posługuje się „łamanym” polskim. Jest jej łatwiej, bo od dwóch lat pracuje, przebywa wśród Polaków, rozmawia. Mama Walentyna rozumie wszystko, ale nie mówi po polsku, a rosyjsku. - Czytam po polsku i rozumiem, ale nie mówię. Język polski był tam zakazany. Nikt nas go nie uczył. Mielibyśmy problemy, gdyby ktoś usłyszał, że rozmawiamy po polsku - wspomina Walentyna.

W rodzinie krążą cały czas opowieści babci Rozalii, że w 1936 roku zostali przymusowo wywiezieni do Kazachstanu, 4 tysiące kilometrów na wschód, na goły step. Nie było tam niczego. Pustka. Rozmawiali szeptem. Po polsku. Musieli szybko nauczyć się rosyjskiego. Sowieci bardzo tego pilnowali. Można sobie tylko wyobrazić, jaki szok przeżyła prababcia Olimpia i babcia Rozalia, kiedy dotarły do Kazachstanu. Pod swoim domem, w Polsce, mieli las, rzekę Teterew…

- To życie, które oni tam mieli w Kazachstanie, to było dla nich naprawdę ciężkie. Bo oni jak przyjechali do Kazachstanu, to była taka goła ściep, ani jakichś budynków, nic tam nie było. Musieli to sami wszystko budować. I oni nie wzięli ze sobą jakichś tam rzeczy, może mieli jakieś tam pieniądze, ale to naprawdę było ciężko. Nie po swojej woli byli wysłani - mówi Anna, a Walentyna dodaje, że w Kazachstanie ciągle byli traktowani, jak gorszy gatunek ludzi.

- Ciągle słyszałam, że jesteśmy Polaczki, a przecież tata był Gruzinem. Kiedy jechaliśmy do Rosji, byliśmy Kazachami. Nigdzie nie byliśmy u siebie w domu - kontynuuje Walentyna.

Ma 62 lata. Siedzi w mieszkaniu w Ostrowitem niemal na walizkach. Wyprowadzają się do wynajętego w Chojnicach lokalu, bo w październiku przyjeżdża jej syn Witalij z żoną Galiną i dwoma wnukami. Też są repatriantami.

- Rok temu pojechaliśmy do Kazachstanu. Po kilku dniach chciałam już wrócić do domu, do Polski - zaznacza Walentyna, której zostało jeszcze w pamięci z opowieści o wielkim budowaniu wsi i miast.

- Polacy budowali ładne, trwałe domy. Reszta… - mówi Walentyna i z lekceważeniem macha ręką, jakby chciała powiedzieć „pożal się Boże”. Mówi, że mieszkały w miejscowości Nieżynka. Musiała być maleńka, bo nie znajdujemy jej na żadnej mapie.

Do Ostrowitego w gminie Chojnice przyjechali „w ciemno”. Nikogo tutaj nie znali. Byli obcy. Nie mają tutaj żadnej rodziny. Przyjechali z tym, co byli w stanie unieść na własnych plecach lub w rękach. Nie mają też żadnych zdjęć pradziadków i babci. Ma je już dalsza rodzina, bo Walentyna była jednym z sześciorga dzieci Rozalii.

- Moja daleka kuzynka mieszka trochę w Niemczech, a trochę w Bełchatowie. Ciągle nam mówiła, żebyśmy do Polski wracali. To jesteśmy - mówi z szerokim uśmiechem na ustach Anna i dodaje, że skoro są Polakami, to niby gdzie mają być?

Rozmawiamy jeszcze w mieszkaniu w Ostrowitem. Na podłogach, stołach, krzesłach i fotelach, a nawet łóżku jest mnóstwo pakunków. Wyprowadzają się do wynajętego w Chojnicach mieszkania.

- To była taka nasza decyzja. Będziemy razem, bo tutaj żyje się lepiej - mówi Anna i zdradza, że ma wielkie marzenie: własne mieszkanie. - Ale to nie tak od razu. Za jakiś czas - dodaje szybko.

Walentyna siedzi w kącie pokoju na krześle. Jest trochę zaskoczona, że rozumiem, kiedy wtrąca zdania w języku rosyjskim. Sprawia wrażenie wycofanej i odrobinę wystraszonej.

- Ta starsza pani w ogóle nie wychodzi z domu. Z młodą to zamienię parę zdań, ale z jej mężem to prawie wcale. Są bardzo spokojni. Może oni są zastraszeni, bo nikt nie wie przecież, jak tak naprawdę tam im było. Niby Polacy, ale po polsku nie mówią prawie wcale - zastanawia się sąsiadka z Ostrowitego.

Nie wie, że dopiero po rozpadzie Związku Radzieckiego można było zarejestrować pierwszą w Kazachstanie polską organizację mniejszości narodowej, która zaczęła dbać o przywrócenie nauki języka, kultury i wiary.

- Każdemu, kto by chciał przyjechać powiem: jedź - mówi Anna.

Z danych statystycznych wynika, że w 2021 roku, kiedy w Kazachstanie był przeprowadzony spis powszechny, narodowość polską deklarowało 35 319 osób z 19 milionów obywateli tej republiki.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na chojnice.naszemiasto.pl Nasze Miasto