Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Chojniczanka będzie zimą szukać napastników

Wojciech Piepiorka
Z lewej Piotr Kwietniewski
Z lewej Piotr Kwietniewski Maria Sowisło
Jeśli ktoś miał jeszcze wątpliwości, czy Chojniczanka potrzebuje nowych napastników, powinien pozbyć się ich po meczu z Rakowem Częstochowa.

Rozmawiając po kolejnych meczach z trenerem Chojniczanki Grzegorzem Kapicą, dziennikarzom niemal zawsze na usta cisnęło się przede wszystkim pytanie o skuteczność jego zespołu. Gdyby punkty przyznawano za stworzone sytuacje podbramkowe, stawiam każde pieniądze, że Chojniczanka byłaby teraz liderem "zachodniej" drugiej ligi. Tak jak po poprzednich meczach, jak choćby z Elaną Toruń, Turem Turek, czy Górnikiem Wałbrzych pisałem o ogromnej nieskuteczności napastników Chojniczanki (zresztą nie tylko ich), tak po spotkaniu z Rakowem brakuje mi już przymiotników. Bo jak wytłumaczyć to, że Chojniczanka omal nie przegrała meczu, który powinna wygrać 5:0? Jak wytłumaczyć to, że nie potrafiła udokumentować bramkami przewagi jednego zawodnika przez 76 minut (z doliczonym czasem gry - 80 minut)? Dlaczego dobrze funkcjonują wszystkie formacje, prócz napadu? Jak wytłumaczyć to, że Sławomir Ziemak nie wykorzystał rzutu karnego (po faulu na Szymonie Gibczyńskim) na początku spotkania (trafił w słupek)? Jak wytłumaczyć to, że w drugiej połowie Piotr Kwietniewski, mając przed pustą bramką dwóch kolegów z drużyny, postanowił sam strzelać, w dodatku trafiając w bramkarza? Jak wytłumaczyć to, że Szymon Gibczyński wypracowuje rzuty karne, jest za szybki dla rywali (po faulach na nim Arkadiusz Hrya obejrzał dwie żółte kartki i w konsekwencji-czerwoną), ma w tym sezonie kilka asyst, ale wciąż tylko jedną bramkę? Jak wytłumaczyć to, że w końcówce, grający w osłabieniu, rywal doprowadza do remisu? I wreszcie: jak wytłumaczyć to, że gdyby nie obroniony przez Krzysztofa Barana rzut karny, Chojniczanka przegrałaby czwarty w tym sezonie mecz tracąc gola w doliczonym czasie gry?
Gdyby sztab szkoleniowy Chojniczanki znał odpowiedzi na te wszystkie pytania, pewnie co tydzień moglibyśmy rozpływać się w pochwałach nad naszymi drugoligowcami. A tak wszyscy możemy się głowić jak doprowadzić do tego, żeby Chojniczanka przestała remisować mecze, które powinna wygrać i przegrywać te, które powinna remisować?

Już od kilku tygodni trener Kapica sugerował, że atak Chojniczanki jest do wymiany. Nie ma co się dziwić, że po meczu z Rakowem przyznał to otwarcie.
- Jak powiedzieć coś mądrego po takim meczu? Przekroczyliśmy dziś granice piłkarskiej przyzwoitości - mówił na pomeczowej konferencji prasowej. - Mogę być bardzo zadowolony z jakości gry, ale bardzo niezadowolony z tego, co jest esencją tej gry, czyli skuteczności. Jeśli się ma takie sytuacje i tyle sytuacji i nie wygrywa się takiego spotkania, to trzeba je przegrać. I my to spotkanie powinniśmy przegrać. Powinno być 2:1 dla Rakowa i to by było sprawiedliwe rozwiązanie. Piłka nożna ma to do siebie, że jak nie dasz - to dostaniesz. Gra cieszy, natomiast katastrofalna jest nasza skuteczność. Modlę się, aby w przerwie zimowej przyszedł do nas w ktoś, kto będzie potrafił tylko dostawić stopę, a nie kombinował pod bramką, jak koń pod górę. Można się męczyć, stwarzać okazje, grać pięknie i być chwalonym, a gdy przychodzi ten decydujący moment, wszyscy się łapią za głowę. To jest mankament tego zespołu, że obro-na i pomoc funkcjonują jak należy, a nie ma tych, którzy mają finalizować akcje. Starają się i tego nie można im odmówić. Piotr Kwietniewski byłby dziś bohaterem, gdyby nie ta piłkarska pycha. Jak się idzie w trzech na bramkarza i ma się dwóch partnerów w świetle bramki, idealnie ustawionych i chce się to kończyć samemu, to chce się zaakcentować własne nazwisko. Ta dyscyplina tego nie znosi. Atmosferę i wyniki buduje to, że wszyscy gramy ze sobą. Jest partner lepiej ustawiony - podaj mu, niech skończy i wszyscy się cieszymy. Kładzenie akcentu na "ja" - na to własne ego - to właśnie kończy się w taki sposób, jak widzieliśmy. I o to mam ogromne pretensje. Napastnik nie może grać w sposób tak egoistyczny. Dlatego w przerwie zimowej nasze działania będą tak nakierunkowane. Napastników w Polsce szukają jednak wszyscy. Być może znajdziemy na tę drugą ligę takiego, czy takich, którzy przy dobrej grze będą potrafili te akacje finalizować, bo na razie punkty uciekają nam w sposób katastrofalny.

Ostatnia szansa, by Chojniczanka zmazała plamę, nadarzy się jej jutro. O godz. 14 rozpoczyna się jej wyjazdowy mecz z Nielbą Wągrowiec - ostatni w rundzie jesiennej. Potem dla piłkarzy rozpocznie się okres roztrenowania i wolny od treningów grudzień, a dla działaczy będzie to czas wytężonej pracy nad transferami, w których priorytetem będzie ściągnięcie bramkostrzelnego atakującego. I nikt nie ma tu na myśli planowanego powrotu na boisko naszego super-strzelca Andrzej Borowskiego, który przed tygodniem przyznał na naszych łamach, że jeśli wróci, to po to, by grać w końcówkach spotkań.

- Na razie chcemy zakończyć tę rundę, porozmawiać z obecnymi zawodnikami, zorientować się kto chce u nas zostać, kogo my będziemy chcieli zostawić i dopiero powstałe w ten sposób luki w kadrze będziemy uzupełniać nowymi zawodnikami - mówi Jarosław Klauzo, wiceprezes Chojniczanki. - Skłamałbym, gdybym powiedział, że jeszcze nie myślimy o transferach, bo takie przymiarki trwają cały czas. Jednak do jakiś konkretów jest jeszcze daleka droga. Czy widzę potrzebę ściągnięcia napastnika lub napastników? Trudno jej nie widzieć, skoro ci napastnicy, których mamy, nie strzelają bramek.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

MECZ Z PERSPEKTYWY PSA. Wizyta psów z Fundacji Labrador

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na chojnice.naszemiasto.pl Nasze Miasto