Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Cztery lata od nawałnicy w Borach Tucholskich. Ekspert tłumaczy: To było jak uderzenie greckiej falangi

Tomasz Chudzyński
Tomasz Chudzyński
Zjawiska pogodowe nie muszą być ekstremalne, by spowodować katastrofę. Ale to, co wydarzyło się cztery lata temu w Borach Tucholskich, było jak uderzenie greckiej falangi – mówi Mateusz Barczyk, dyrektor Centrum Meteorologicznej Osłony Kraju IMGW.
Zjawiska pogodowe nie muszą być ekstremalne, by spowodować katastrofę. Ale to, co wydarzyło się cztery lata temu w Borach Tucholskich, było jak uderzenie greckiej falangi – mówi Mateusz Barczyk, dyrektor Centrum Meteorologicznej Osłony Kraju IMGW. Piotr Hukało
Zjawiska pogodowe nie muszą być ekstremalne, by spowodować katastrofę. Ale to, co wydarzyło się cztery lata temu w Borach Tucholskich, było jak uderzenie greckiej falangi – mówi Mateusz Barczyk, dyrektor Centrum Meteorologicznej Osłony Kraju IMGW.

Mijają właśnie cztery lata od tragicznych zdarzeń w Rytlu i kilku innych pomorskich miejscowościach, wywołanych przez tzw. bow echo. Co możemy powiedzieć o tym zjawisku, z perspektywy tych kilku lat? Było w jakiś sposób „wyjątkowe”?

Analiza post factum tego, co się wydarzyło, nie zostawia złudzeń, że był to jeden z kilku najważniejszych incydentów burzowych w tym wieku. Przede wszystkim – struktura burzowa sprzed czterech lat wykształciła się do formy „derecho”. Jest to stadium bow echo, które spełnia ścisłe i bardziej wywindowane kryteria, jeśli chodzi o siłę i rozległość gwałtownych zjawisk wiatrowych. Publikacje naukowe mówią ponadto, że bardzo skomplikowane procesy zaszły w samym derecho z sierpnia 2017 r., m.in. na krawędzi łuku powstało tzw. mezo – zawirowanie (nie mylić z pojęciem trąby powietrznej czy mezocyklonem), proces ten uznaje się za przyczynę maksymalizacji siły zjawisk właśnie w Rytlu i innych miejscach na Pomorzu. Ogromne zniszczenia i duża liczba ofiar sprawiły, że nigdy nie zapomnimy już tej daty.

Według niektórych opinii, układy tego typu (bow echo) są najniebezpieczniejszymi zjawiskami pogodowymi w Polsce…

Bow echo mogą wynikać z ekstremizacji frontów burzowych w lecie, ale mogą też towarzyszyć wiosenno-jesiennym głębokim niżom – w których siły konwekcyjne, mimo pory roku, wykształciły struktury łukowe („bow”). Problemem bowiem nie jest tylko siła zjawisk, ale ich rozległość. Silne nawałnice burzowe, a nawet trąby powietrzne – jeśli pozostają izolowane (pojedyncze, lokalne), zostawiają po sobie ślady na ograniczonym obszarze i jest szansa, że nie trafią na obszary zaludnione, czy gęsto „uzbrojone” w infrastrukturę.

Struktury bow wykorzystują procesy, które pozwalają systemowi burzowemu trwać dłużej oraz z czasem zwiększać swój rozmiar. Przez to, niestety, zostawiają rozległą ścieżkę zniszczeń.

Puszcza Piska w 2002 r., Bory Tucholskie 2017, niektórzy zaliczają też rok 2007 i szkwał na mazurskich jeziorach – to przykłady bow echo w Polsce. Czy od tragedii w Borach Tucholskich meteorolodzy zaobserwowali w naszym kraju zjawiska o podobnej sile i skali?

Bow echo to trochę jak grecka falanga: z przodu wiatrowy front burzowy, a z tyłu skomplikowane procesy napędzają ten front, a w miejscu najsilniejszego uderzenia wiatru – wyginają go do kształtu łuku. Zjawiska z 2017 roku były w pewnym sensie ewenementem, bo łączyły potężną siłę oraz duży obszar szkód i trudno znaleźć porównanie.

Jak mówią najnowsze badania, w ciągu ostatnich kilkunastu lat średnio 10-13 razy rocznie mieliśmy do czynienia z formacją bow echo, a średnio raz do roku zjawiska osiągały stadium derecho, choć trzeba przyznać, że derecha, takie jak w 2017 roku, pojawiają się w Polsce rzadziej, raz na 3-6 lat.

Od tamtego czasu wielokrotnie notowaliśmy zjawiska typu bow echo, raczej nie derecho, ale nie wystąpiły takie burze jak w 2017 roku. Choć – trzeba przyznać, że było blisko.

Poważne zagrożenie dla Polski wystąpiło pod koniec sierpnia 2020 roku, w tym roku aż dwukrotnie pojawiały się warunki podobne to tych w sierpniu 2017 roku – szczęśliwie – ostatecznie burze o takiej sile nie powstały lub powstały już poza granicami Polski.

Nieszczęśliwie – bo niestety fakt, że dogodne warunki nie gwarantują powstania odpowiedniego typu burz, utrudnia prognozowanie i czasem jest przyczyną fałszywych alarmów. Z przykładów takich intensywnych burz, które przechodziły przez Polskę w ostatnim czasie, warto przypomnieć burzowy okres 14-15 lipca tego roku, kiedy z południa na północ przemieszczały się gwałtowne superkomórki i umiarkowanych rozmiarów segmenty bow echo. Wystawione ostrzeżenia najwyższego, 3 stopnia, alerty RCB, zadziałały procedury reagowania – było ponad 50 ewakuacji obozów harcerskich z zagrożonych terenów i faktycznie przechodziły wówczas bardzo silne burze – z wiatrem dochodzącym do 120 km/h i nawalnym deszczem.

Zjawiska atmosferyczne w Polsce są coraz bardziej ekstremalne? A może to, że jest więcej ostrzeżeń meteo, większe zainteresowanie mediów zjawiskami pogodowymi, to efekt tragicznych zdarzeń z sierpnia 2017?

Po 2017 roku mieliśmy wiele poważnych incydentów pogodowych, ale trzeba przyznać, że zjawiska pogodowe nie muszą być ekstremalne, by spowodować katastrofę. Tu przypomina się tragiczny 22 sierpnia 2019 roku i Giewont – nad tłumy ludzi, które znajdowały się w eksponowanym miejscu, nasunęła się przeciętna burza. W rejonie Tatr nad Polską i Słowacją dała kilkanaście do kilkudziesięciu wyładowań – skutek: 5 ofiar i ponad 150 osób rannych.

W ostatnich latach zmorą stały się kilkunastodniowe okresy z nawalnymi opadami burzowymi – o punktowym zasięgu, ale bardzo poważnych konsekwencjach – podtopieniach i tzw. powodziach błyskawicznych.

Ostatnie 3 lata to okres bicia rekordów, jeśli chodzi o gradobicia. W 2019 roku gradzina o średnicy 10 cm, w 2021 roku grad o takiej średnicy pojawił się co najmniej kilkukrotnie, a nowy rekord to 13,5 cm.

W tym roku gradobicia były bardzo istotne w skutkach dla upraw – o czym słyszeliśmy w mediach.

Jeśli chodzi o ostrzeżenia meteo – to, faktycznie, można tak założyć, że jest ich więcej. Najwięcej dotyczy właśnie zjawisk burzowych, choć w ostatnim roku bardzo dużo było ich związanych z zimowymi utrudnieniami – śniegiem i lodem. Ostrzeżenia wydawane są obecnie nie tylko na województwa, ale na powiaty, i są zmieniane w zależności od wzrostu lub intensywności zjawisk lokalnych. To pociąga za sobą większy ruch i więcej informacji, ale dla nas priorytetem jest, by lepiej odwzorowywać faktyczną sytuację – która, zwłaszcza w przypadku burz, jest dynamiczna i nie do końca przewidywalna.

Nawiązując do nasilonych zjawisk – mamy kontekst zmian klimatu, o czym mówi wielu naukowców. Czy można przyznać, że pogoda się nam zmienia, czego efektem mogą być np. gwałtowne burze, susze, upały, bo zmienia się klimat?

Opublikowany w tym tygodniu raport IPCC, który przekazuje najnowszą wiedzę na ten temat i nie zostawia złudzeń, klimat się zmienia i będzie to mieć wpływ na doświadczenia pogody w kolejnych latach, ale… Problem nie jest prosty, ponieważ w pogodzie występują mechanizmy z wielokrotnymi sprzężeniami zwrotnymi i nie zawsze wzrost temperatury średniej wpłynie np. na statystyki dotyczące burz.

To, co mówi raport z dużym poziomem pewności, to wzrost częstotliwości fal upałów (i właściwie jest to już obserwowane), w scenariuszach na kolejne 30 i 80 lat zmniejszać się będzie częstotliwość fal chłodu i występowania mrozu. Wzrośnie ryzyko powodzi, w tym powodzi błyskawicznych związanych z nawalnym deszczem – jednocześnie, z umiarkowaną pewnością – suszy.

I nie jest to wcale sprzeczność – ostatnie lata pokazują, że okresy nawalnych deszczy, zwłaszcza sezonu letniego i burzowego, mimo wysokich sum opadu, nie likwidują problemu suszy, a tylko go łagodzą (duży udział spływu powierzchniowego w takich opadach, zamiast pożądanego wsiąkania).

Jeśli chodzi o gwałtowne burze – problem jest jeszcze bardziej skomplikowany, bo są to jedne z najbardziej złożonych procesów w naszym regionie. Na tyle złożone, że modele klimatologiczne nie są w stanie ich szacować. Średnia trendów, jakie pojawiają się w badaniach, wskazuje na niewielki wzrost częstości zjawisk wiatrowych, gradowych, i duży wzrost ulewnych.

Co nie ulega wątpliwościom – gwałtowne burze nad Polska nie znikną, a duża podatność naszej infrastruktury, aktywności na zjawiska burzowe wymaga większej świadomości społeczeństwa, jak zachować się w sytuacjach nagłych i ekstremalnych, dla planistów – jak organizować naszą zdolność do radzenia sobie z pogodowymi ekstremami, a dla służb zarządzania ryzykiem pogodowym, jak IMGW-PIB, jeszcze lepszych mechanizmów ostrzegania natychmiastowego – z krótkim czasem wyprzedzenia, ale precyzyjnych obszarowo i jeśli chodzi o ocenę natężenia, z którymi będziemy mogli dotrzeć do wszystkich zagrożonych.

Masz informacje? Redakcja Dziennika Bałtyckiego czeka na #SYGNAŁ

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Krokusy w Tatrach. W tym roku bardzo szybko

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na koscierzyna.naszemiasto.pl Nasze Miasto