Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Druga rozprawa w sprawie tragicznego pożaru hospicjum w Chojnicach. O tym, jak ratowały, mówiły pielęgniarka i opiekunka

Anna Klaman
Anna Klaman
Rozprawa w sądzie w Chojnicach. Dziś zeznawały pielęgniarki z nocnej zmiany (wtedy doszło do pożaru w hospicjum) i krewni pacjentów. Na zdjęciach Barbara Bonna i adwokaci
Rozprawa w sądzie w Chojnicach. Dziś zeznawały pielęgniarki z nocnej zmiany (wtedy doszło do pożaru w hospicjum) i krewni pacjentów. Na zdjęciach Barbara Bonna i adwokaci Fot. Anna Klaman
Na dzisiejszej rozprawie dotyczącej tragicznego pożaru w chojnickim hospicjum zeznania w charakterze świadków złożyli pielęgniarka i opiekunka (miały nocny dyżur) oraz krewni pacjentów.

Do pożaru w chojnickim hospicjum doszło na początku stycznia 2020 r. Śmierć poniosło czterech pacjentów. Prokuratura Okręgowa w Słupsku oskarżyła Barbarę Bonnę i Jerzego Krukowskiego o niedopełnienie obowiązków w zakresie ochrony przeciwpożarowej, a także o nieumyślne spowodowanie śmierci czterech pensjonariuszy. Barbara Bonna (na zdjęciach na ławie oskarżonych z adwokatami ) to prezes Fundacji Palium (prowadzi hospicjum), a Krukowski jest jej zastępcą. Dodajmy, oboje wyrazili zgodę na podawanie swoich danych osobowych, a Bonna również na publikację wizerunku.
Dziś zeznawały pielęgniarki i członkowie rodzin pacjentów hospicjum.
Zeznania pierwszej pielęgniarki nie były spójne i różniły się w istotnych kwestiach (z przesłuchaniem przez policję).
Sąd będzie teraz musiał ustalić, które odpowiadają prawdzie. Zapytana o to pielęgniarka, stwierdziła, że lepiej pamiętała, kiedy zeznawała wcześniej.

Pożar w hospicjum w Chojnicach. Co było z kluczami?

Sprzeczność dotyczyła kluczy: tego - gdzie i czy były. Przypomnijmy, podczas pożaru nie otworzono ważnych dla akcji ewakuacyjnej drzwi.
Policji pielęgniarka powiedziała, że gdy pobiegła na dyżurkę, kluczy nie było. Miała krzyknąć do M., pytając: - "Gdzie są klucze?", ale odpowiedzi nie uzyskała. W sądzie podsumowała: - "M. musiała pobiec szybciej i wziąć te klucze".
M., opiekunka, druga z pań z nocnego personelu, wyjaśniła, że szukając gaśnicy, otworzyła "te drugie drzwi" i ratowała pacjentów. Dwóch z nich ...ciągnęła po korytarzu, nie na łóżkach. To jest ważna kwestia - czy można było manewrować łóżkami? Zdaniem syna jednego z pacjentów, nie było to możliwe.

Sąd ustalił, że nie było w rezerwie drugiego kompletu kluczy.

- Czy gdyby ktoś zatrzasnął się z tymi kluczami w toalecie, jak przeprowadzono by akcję ewakuacyjną? - zapytał sędzia.

- Wybiłabym szybę w oknie - odpowiedziała pielęgniarka.

Pożar w hospicjum w Chojnicach. Gdzie były gaśnice i dlaczego ich nie użyto

Pielęgniarka stanęła w krzyżowym ogniu pytań. Prokurator dociskała, dlaczego kobieta, wiedząc już od opiekunki o pożarze, nie chwyciła najpierw gaśnicy, by z nią pobiec do pokoju, z którego wydobywał się dym? Kolejne pytanie, na które świadek stwierdziła, że "tak, popełniła błąd" to: - Dlaczego poszła do dyżurki po telefon, by zadzwonić do pielęgniarki oddziałowej, a nie ruszyła od razu ratować pacjentów? Dodajmy, na numer 112 zadzwoniła opiekunka.
Na sali sądowej padło, że kobiety, gdy otworzyły drzwi do sali nr 6, zobaczyły pacjenta w ogniu. Pielęgniarka szybko pchnęła drzwi, bo - jak stwierdziła w pierwszej odpowiedzi - "nie dało rady (nic zrobić- red), był zbyt duży ogień i dym szedł na nas".
Wiemy, że panie nie miały wtedy w rękach gaśnicy, a później - gdy zaczęły jej szukać - nic już - w coraz większym dymie - nie widziały.
Wcześniej kobiety kilkukrotnie zaglądały do sali nr 6, bo leżał tam palący pacjent. Zabierały mu papierosy, pety - m.in. z łóżka (w hospicjum nie wolno palić). Ostatecznie zostały zamknięte drzwi do tej sali (najpierw były przymknięte). Brat pacjenta, który zaprószył ogień stwierdził, że to nie on kupował mu papierosy, tylko "ktoś mu je przynosił, było to jakoś załatwione".

"Codziennie umierają, ale nie giną..."

Syn jednego z pacjentów zeznał dziś w sądzie, że od wiceprezesa., gdy zapytał, czy może zapalić znicze (po pożarze), miał usłyszeć, "że trzeba będzie sprzątać i że tu codziennie ludzie umierają". - Ja odpowiedziałem, że codziennie umierają, ale nie giną - mówił sądowi świadek. Wiceprezes w tej części rozprawy nie uczestniczył, więc nie mógł się odnieść do tej kwestii.
Szersza relacja z rozprawy w następnym tekście. Będzie więcej z zeznań rodzin oraz o tym, jakie były procedury w hospicjum

od 7 lat
Wideo

Pismak przeciwko oszustom, uwaga na Instagram

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Druga rozprawa w sprawie tragicznego pożaru hospicjum w Chojnicach. O tym, jak ratowały, mówiły pielęgniarka i opiekunka - Tuchola Nasze Miasto

Wróć na chojnice.naszemiasto.pl Nasze Miasto