Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Dumni z oddziałów Covid. Lekarze w obiektywie znanej fotografki gwiazd Moniki Szałek

Jolanta Gromadzka-Anzelewicz
Monika Szałek: Akcję zatytułowałam „Zwykli?”z pytajnikiem na końcu, żeby odbiorcy tych zdjęć odpowiedzieli sobie na pytanie, czy ci ludzie naprawdę są zwykli? Bo moim zdaniem nie
Monika Szałek: Akcję zatytułowałam „Zwykli?”z pytajnikiem na końcu, żeby odbiorcy tych zdjęć odpowiedzieli sobie na pytanie, czy ci ludzie naprawdę są zwykli? Bo moim zdaniem nie Monika Szałek
Na ponad 400 portretach, które zrobiła pracownikom w dwóch ogromnych polskich szpitalach; MSWiA w Warszawie i „Koperniku” w Łodzi nie ma ludzi umęczonych przez pandemię COVID-19. Są lekarze i pielęgniarki dumni z tego, kim są i co robią na co dzień, bo ratowanie ludzkiego życia jest ich powołaniem. - W przeciwieństwie do tzw. zaangażowanej fotografii reporterskiej, która dokumentuje zmęczenie, strach i ból – starałam się pokazać te same sytuacje nie przez pryzmat dramatu, a poprzez pozytywne emocje – tłumaczy znana fotografka Monika Szałek.

- Mówią o Tobie że jesteś fotografką Gwiazd, bo na co dzień fotografujesz gwiazdy polskiego show biznesu – aktorów, prezenterów telewizyjnych, sportowców, ale również pisarzy i muzyków. Twoje zdjęcia chętnie publikują poczytne magazyny jak Twój Styl, Elle, Zwierciadło czy Gala. Co sprawiło, że tym razem postanowiłaś uwiecznić na swoich zdjęciach ludzi pracujących w szpitalach i zaangażowanych w walkę z COVID-19
- Pomysł ten zrodził się w bardzo prozaicznych okolicznościach. Podobnie jak wielu moich kolegów z tej branży, również ja w pierwszych miesiącach pandemii Covid-19 z dnia na dzień straciłam wszystkie zlecenia. Nie miałam szans robić zdjęć, bo w momencie, kiedy ogłoszono ścisły lock down, klienci się przestraszyli i zaczęli odwoływać sesje ze względu na to, że nie mogliśmy mieć kontaktu bezpośredniego. Ogarnął mnie strach, ponieważ jestem na tzw. własnej działalności gospodarczej i jeżeli nie fotografuję to nie żyję, bo nie zarabiam. Nie mam innych źródeł przychodów niż fotografia, co prawda niektóre magazyny zaczęły zgłaszać się do mnie po zdjęcia archiwalne, ale te mikropłatności na nic nie wystarczały, a ja mam na utrzymaniu siebie i dwóch synów – licealistę i studenta, więc naturalną rzeczą jest, że byłam przerażona. Przez pierwsze tygodnie lockdownu nie robiłam więc nic innego, tylko wertowałam strony internetowe, szukając informacji, jakiej pomocy mogę oczekiwać i za co mam żyć. Szczerze mówiąc, wkręciłam się w taką spiralę paranoi sprawdzania możliwości i kombinowania, co mogę w tej sytuacji zrobić, że w pewnym momencie doszłam do wniosku, że muszę odwrócić uwagę od tego, co jest dla mnie aktualnie największym problemem i zająć się czymś, co posłuży innym.

- Nie otrzymałaś żadnego finansowego wsparcia od rządu?
- Dostałam dwa tysiące złotych postojowego przez trzy miesiące oraz zwolnienie z trzech składek ZUZ, ale umówmy się - przy trzyosobowej rodzinie w Warszawie te dwa tysiące zł, pomijając opłaty stałe, nie wystarczy nawet, by uzupełnić lodówkę i kupić niezbędne rzeczy do domu. Oczywiście mogłam spróbować się przebranżowić, ale fotografuję od 12 lat, portretowanie ludzi jest moją absolutną miłością i pasją, więc zmiana branży wydawała się absolutnie niemożliwa. Zaczęłam się doszkalać, zrobiłam kurs rysunku one line, zajęłam się udoskonalaniem techniki postprodukcji w fotografii, niestety były do działania, które nie przysparzały mi pieniędzy tylko umiejętności.

- To bardzo cenne, ale chyba na złe czasy nie wystarczy...
- Niestety, nie. Siedziałam więc w domu aż którego dnia ogłoszono na facebooku, że w niedzielę o godz. 17 spotykamy się wszyscy na balkonach i będziemy oklaskami dziękować medykom za to, co dla nas robią. Kiedy wyszłam z synami na balkon, a mam takie patio osiedlowe, z którego widok roztacza się na 50 innych balkonów, okazało się że poza nami nie ma ma nich nikogo innego. Strasznie mnie to poruszyło. Miałam kluskę w gardle, łzy w oczach, bo czegoś takiego się nie spodziewałam. Potem doszłam do wniosku, że samo klaskanie chyba nie pomoże ani lekarzom ani pielęgniarkom z oddziałów covid i że oni potrzebują czegoś, co odwróciłoby ich uwagę od ciężkiego życia, które mają teraz w szpitalu oraz tego, że za tę ciężką pracę należą się im dodatkowe pieniądze, a ich nie dostają.

Pomyślałam: pieniędzy im nie dam, bo ich nie mam, ale mogę im dać coś innego. Wpadłam na pomysł, że podjadę do takiego szpitala i zrobię portrety wszystkim ludziom którzy pracują przy pacjentach. I podaruję je im na pamiątkę.

- Wybrałaś Szpital MSWiA?
To ogromny szpital, zatrudniający około 3 tys. osób, który jako jednoimienny zaczął przyjmować pacjentów z covid. Znałam tam jedną sympatyczną lekarkę i to dzięki niej udało mi się szybko nawiązać kontakt z Iwoną Sołtys – rzeczniczką szpitala. Zaproponowałam jej, że z zachowaniem pełnego reżimu sanitarnego urządzę w szpitalu studio, będę siedziała w nim przez kilka dni i każdemu, kto przyjdzie wykonam portret. Ponieważ z tysięcy osób, które portretowałam na przestrzeni kilku ostatnich lat nie spotkałam osoby, która byłaby niezadowolona, uznałam, że chyba te portrety są fajne i sprawią im przyjemność. Rzeczniczka szpitala zareagowała entuzjastycznie i kilka dni później budowałam studio w sali konferencyjnej.

- Profesjonalna sesja u fotografa gwiazd to nie lada atrakcja....
- Atrakcja, ale i koszt, na który nie każdy pracownik szpitala może sobie pozwolić. Bo część osób jest tak zapracowana, że nie ma na to czasu, część choćby chciała, nie mogłaby sobie pozwolić na taką sesję z powodów finansowych. Ponadto osoby, które pracują na najniższych szpitalnych szczeblach, jako sprzątaczki czy salowe, uznałyby zapewne, że pójście na prywatną sesję zdjęciową to niepotrzebny luksus i próżność. Zapowiedziałam więc, że sama do nich przyjadę. I tak też zrobiłam.

Na sesje, które trwały w sumie siedem dni w obydwu szpitalach, zgłaszali się wszyscy; od lekarzy i pielęgniarek poczynając a na sprzątaczkach, salowych i kierowców, którzy jeżdżą z wymazami kończąc.

Spora grupa lekarzy i pielęgniarek odeszła w tym czasie z pracy?
- Z tego co wiem, wielu pracowników, w tym zespołów lekarsko – pielęgniarskich nie tylko ze Szpitala MSWiA, ale również ze Szpitala im. Kopernika w Łodzi, z którym od kilku lat działam charytatywnie - w momencie wybuchu epidemii poszła na zwolnienia lub urlopy bo się po prostu bała. O zdrowie członków rodziny, którzy należeli do grupy ryzyka, o swoje zdrowie, bo mimo zaawansowanego wieku i tzw. chorób współistniejących wciąż jeszcze pracowali. Nie osądzam ich. Trudno mieć o to do nich pretensje. Mieli prawo się bać. A tych, którzy zostali, choć również się bali, fotografowałam.

Mówiłam im: możesz stanąć przede mną w kombinezonie, w masce, jeśli chcesz, ale możesz też dać się sfotografować taką jaką jesteś na co dzień, a jesteś dumnym, pięknym człowiekiem, który wykonuje szlachetną i bardzo trudną pracę. A oni się cieszyli, schodzili z oddziałów, wychodzili z tych swoich kombinezonów, przychodzili do mnie, mieli zrobiony leciutki makijaż, stawali przed obiektywem i byli udźmi dumnymi z tego kim są i gdzie są.

- Rozmawiałaś z nimi?
- Oczywiście, i to z każdą osobą, którą fotografowałam. Nie zrobiłabym dobrego zdjęcia, jeśli choćby przez szparę nie zajrzałabym do jego duszy. Za każdą z tych twarzy, które portretowałam, kryje się jakaś historia. Niektórzy zgodzili się je ujawnić, inni woleli zachować anonimowość. Opowiadali o tym, że początkowo nie mieli masek i kombinezonów ochronnych, że trudno im było zakładać wenflon mając trzy rękawiczki na dłoni. Lekarkom ze Szpitalnego Oddziału Ratunkowego trudno było wytrzymać w koszmarnych, nieoddychających kombinezonach dłużej niż cztery godziny, więc dzieliły czas i zadania między sobą, by wytrzymać. A potem zamieniały się z koleżankami i przez kolejne cztery godziny zajmowały się wypełnianiem papierów, których są niewyobrażalne ilości. Natomiast lekarze martwili się przede wszystkim o swoich stałych pacjentów, których często prowadzili od lat. W momencie, gdy ich szpital został zamknięty i zaczął przyjmować tylko covidowych pacjentów, ci bez covid zostali pozbawieni opieki.

Lekarze opowiadali o tym, jak wracają po nocnym dyżurze do domu, siadają do telefonu i zaczynają obdzwaniać kolegów pracujących w innych szpitalach w poszukiwaniu miejsca dla swoich chorych. Nie narzekali i się nie skarżyli. Nie czuli się bohaterami. Podkreślali, że są zwykłymi ludźmi. Po prostu wykonywali swoją pracę. Mówili: dostaliśmy nowe zadania i ogarnęliśmy to. W sumie w obu szpitalach – w warszawskim MSWiA oraz w łódzkim „Koperniku” sfotografowałam 400 osób.

- Udało ci się znaleźć sponsora na to przedsięwzięcie?
- Początkowo w ogóle o tym nie myślałam. W sumie tym 400 osobom zrobiłam 4,5 tysiąca zdjęć , trzeba je było przerzucić, przemielić, wybrać i rozesłać, co zajęło mi dwa tygodnie. Zamarzyło mi się, by zrobić z tych zdjęć wystawę, a może z czasem również album pamiątkowy. Postanowiłam też przeprowadzić z moimi bohaterami wywiady, bo za każdym człowiekiem stoi historia, a oni się zgodzili. Wiadomo, sama bym już tego finansowo nie udźwignęła, potrzebny był sponsor. Pomyślałam, że poproszę szpital, by pomógł mi znaleźć kogoś, kto sfinansowałby wydrukowanie tych portretów i powieszenie ich na korytarzach.

Pandemia przecież kiedyś się skończy i szpital zacznie znów funkcjonować normalnie. Zależało mi, by normalni pacjenci, którzy do niego wrócą, mogli zobaczyć twarze ludzi, którzy walczyli z pandemią, by oni przeżyli.

Tak się szczęśliwie złożyło, że w czasie jednej z sesji w Szpitalu MSWiA zjawił się prezes Galerii Mokotów, która w tym czasie bardzo intensywnie go wspierała. Dyrektor szpitala powiedział do prezesa; chodź, zobacz, mamy w szpitalu taką fajną akcję, poznasz fotografkę, która robi naszym pracownikom portrety. I tak zaczęła się nasza współpraca, dzięki której powstała wystawa. Teraz szukam chętnych do współpracy przy podobnej wystawie w Łodzi oraz partnerów do pamiątkowych albumów.

Całą akcję zatytułowałam „Zwykli?”z pytajnikiem na końcu, żeby odbiorcy tych zdjęć odpowiedzieli sobie na pytanie, czy ci ludzie naprawdę są zwykli? Bo moim zdaniem nie.

Do niedawna wystawę jej prac pod tytułem „Zwykli?” można było oglądać w warszawskiej Galerii Mokotów. Jeżeli tylko uda się znaleźć sponsora ta wystawa inna niż wszystkie, zawita również do Trójmiasta i Łodzi.

Kim jest Monika Szałek?

Monika Szałek - fotografka, freelancer, magister Filologii Polskiej Uniwersytetu Łódzkiego, absolwentka Wydziału Fotografii Warszawskiej Szkoły Filmowej. Ma na koncie kilka wystaw, ponad 100 okładek magazynów, kilkanaście zilustrowanych fotografiami książek oraz kilkadziesiąt kampanii reklamowych. Najczęściej portretuje polskie gwiazdy – pisarzy, aktorów, muzyków, sportowców, prezenterów telewizyjnych. Opowiada zdjęciami historie, które są uzupełnieniem wywiadów. Z sympatią fotografuje modę. Lubi pracować z dziećmi wykonując ich emocjonalne portrety. Jej zdjęcia publikowane były m.in. w magazynach Twój Styl, Elle, Zwierciadło, PANI, Gala, na Harpersbazaar.pl i Anywhere.pl

od 7 lat
Wideo

Jakie są wczesne objawy boreliozy?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Dumni z oddziałów Covid. Lekarze w obiektywie znanej fotografki gwiazd Moniki Szałek - Dziennik Bałtycki

Wróć na chojnice.naszemiasto.pl Nasze Miasto