Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Idzie zima, a poszkodowani w nawałnicy z Rytla nadal nie mają domu

Anna Klaman
Anna Klaman
Rodzina Moniki Kosiedowskiej z Rytla wciąż nie może się przeprowadzić. Opóźnienie w remoncie uszkodzonego w nawałnicy budynku jest zbyt duże. Kosiedowcy woleliby uniknąć kolejnej zimy w domku holenderskim.

- To jest tak, że każdy mówi, ile ty byś już miała tutaj drewna. Ale ja mówię: - Wy jesteście śmieszni! Mam iść w te styropiany z dzieckiem? - mówi Monika Kosiedowska. - Mała zaczęła chodzić do przedszkola, teraz jest chora, ma zapalenie krtani.
Odwiedziliśmy panią Monikę wczoraj rano. Pukaliśmy do domku holenderskiego, nie otwierała. Zadzwoniliśmy, to odebrała telefon. Zaspana. Zasnęła mocno nad ranem - w nocy chora córeczka płakała...
Domek holenderski jest ogrzewany na gaz. Wydatki są wysokie, w zeszłym roku trzeba było zapłacić 6 tys. 700 zł.
To dlatego ludzie mówią, że szkoda tych pieniędzy i lepiej przenieść się do domu...

- Tak mniej więcej wynika z faktur - mówi pani Monika. - Co trzy dni trzeba było butlę wymieniać. A dziś będę już dzwonić, by jutro butlę kierowca przywiózł. Z czego mam za to płacić? Ja nie pracuję, jestem na wychowawczym bezpłatnym. To, co mi synowie dadzą na życie.
Na życie - naturalnie - zarabia także mąż pani Moniki. Teraz na budowach, gdy była nawałnica - pracował za granicą. W dzień jest na robocie u kogoś, a popołudnia i wieczory ma ją we własnym domu. Pani Monice nieraz go żal, gdy widzi, że ledwo wypije kawę, zbiera się do działania. To on m.in. kładzie ścianki w domu, a z materiałów, które mieli, zrobił właśnie ścianę zewnętrzną od ulicy.
Gaz musi już kupować, ale za co?

W ub.r. gaz do domków ponawałnicowych finansowało województwo.
Teraz - nie ma takich zapowiedzi. - Wtedy dostałam 10 tys. zł, taka była decyzja sporządzona - mówi rytlanka. - Siedem dałam za gaz, to cztery mogłam "tu coś wrzucić". A teraz: - Radź sobie sama. Nikt się nie interesuje, do MOPS-u nie szłam. Nie wiem, czy w ogóle mam iść.
W sierpniu minął rok od nawałnicy. Mamy październik, w domu nie ma posadzek. Może będą wylane za dwa tygodnie...
- Ja mówię, że tu każdy widzi dom z zewnątrz i myśli: A oni już pewnie mieszkają, a tak nie jest - mówi nasza rozmówczyni. Trzeba wejść do środka i dopiero zobaczyć, jak mamy. Człowiek, by chciał się przeprowadzić, ale widać, ile jeszcze do zrobienia.
Na szczęście ludzie pomagają. Na przykład Dariusz Wroński, elektryk z Kartuz.
- Dużo się poświęcił, taki dobry człowiek. Przyjechał, zobaczył -opowiada Kosiedowska. - W telewizji nas zobaczył i się zainteresował. Spał u nas cały tydzień, a w sobotę, niedzielę jechał do siebie. I jeszcze pospisywał, co potrzeba z materiałów i poobjeżdżał i kupił. Pozałatwiał z jednej hurtowni - np. styropian, stelaże, wkręty. A to wszystko kosztuje, sama paczka styropianu - 70 zł.

To również on znalazł "jakichś posadzkarzy". Mają być właśnie za dwa tygodnie. Kosiedowscy nawet nie wiedzą, kim są. Ale mają przyjechać. Do wylania jest cały parter. Rodzina ma tylko kupić żwir. Do czasu tych robót, nie można zamontować pieca.
Piec jest zupełnie nowy. Czeka na montaż przez hydraulika. To Łukasz Formella zrobił zbiórkę przez Facebooka. Resztę dołożył.

Wcześniej w budynku były piece. Ma być centralne. Jest zakładane z pieniędzy ze zbiórki ponawałnicowej, które wpływały na konto Stowarzyszenia na rzecz Dzieci i Młodzieży Rytla i Okolic. To rurki, grzejniki. - Bojler miałam swój - zaznacza Kosiedowska.
Rury są już położone. Grzejniki jeszcze nie zostały przywiezione. Jest umowa, że Stowarzyszenie "wyprowadzi" też instalację centralnego na piętro, ale grzejniki będą tylko do łazienki. Pozostałe ma sfinansować już rodzina.

Ale pani Monika podkreśla, że jej tylko zależy na zakończeniu parteru i instalacjach w łazience na piętrze. Piętro, jak zapowiedziała bliskim, powinni wykończyć na własną rękę - synowie. Są już przecież dorośli.
Na parterze będzie tylko toaleta z umywalką. Schody na górę były strome, dziś są wygodne, ale za to skurczyła się przestrzeń.
Piece kaflowe były na ścianie nośnej. Po nawałnicy wydawało się, że nie jest najgorzej. Ot, powyrywany eternit.

Ale po trzech tygodniach przyszedł inspektor i zdecydował: - Zakaz użytkowania, budynek grozi zawaleniem. - Okazało się, że "wyszedł z krokwi dach- mówi pani Monika. - Ściana od Chojnic u góry była do środka wepchnięta. Nie było tak widać, bo były tapety.
Kosiedowskim uznano 20 proc. szkodę, za co było 20 tys. zł. Rozliczali się z MOPS-em, teraz ze Stowarzyszeniem. Stowarzyszenie zapłaciło również za blachodachówki, dach rodzina wykonała sama.
Na rocznicę nawałnicy rodzina miała się przenieść. Nie udało się. Może do gwiazdki?

300 Plus - wszystko, co musisz wiedzieć o programie.

od 7 lat
Wideo

Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Idzie zima, a poszkodowani w nawałnicy z Rytla nadal nie mają domu - Gazeta Pomorska

Wróć na chojnice.naszemiasto.pl Nasze Miasto