Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Policja analizuje wypadek naszej dziennikarki - Anny Karbowniczak. Kierowca nie hamował. Uderzenie było tak mocne, że pękła szyba w busie

Redakcja
Uderzenie było tak silne, że w busie pękła szyba.
Uderzenie było tak silne, że w busie pękła szyba. Policja
Podejrzani o śmiertelne potrącenie naszej dziennikarki Anny Karbowniczak opisali przebieg czwartkowej tragedii, ale policja i prokuratura mają wątpliwości do ich wersji wydarzeń. - Z oględzin wynika, że kierujący busem nie hamował, a po uderzeniu w ofiarę nie zatrzymał się i pojechał dalej razem ze swoimi pasażerami – mówi nam Andrzej Borowiak, rzecznik wielkopolskiej policji. Z sekcji zwłok wynika, że bezpośrednią przyczyną zgonu naszej dziennikarki było uszkodzenie rdzenia kręgowego. Czy natychmiastowa pomoc uratowałyby życie Ani?

W zeszły czwartek Ania Karbowniczak, nasza dziennikarka z Chodzieży, wybrała się swoją kolarzówką na kolejny trening rowerowy. Na trasie między Budzyniem, a Wągrowcem została śmiertelnie potrącona przez samochód. Kierowca nie zatrzymał się i uciekł. Jej ciało przy skrzyżowaniu znalazła przypadkowa kobieta.

W niedzielę odbyła się sekcja zwłok.

– To była nagła, gwałtowna śmierć z powodu uszkodzenia kręgosłupa. Nie wiemy jeszcze, które obrażenia powstały w wyniku uderzenia przez samochód, a które wskutek upadku na drogę. Czekamy na ustalenia biegłych od rekonstrukcji wypadków, które pomogą nam w przygotowaniu końcowych wniosków

– stwierdza prof. Czesław Żaba, kierownik poznańskiego Zakładu Medycyny Sądowej.

Czytaj też Zarzuty dla pięciu osób ws. tragicznego wypadku, którego ofiarą padła Anna Karbowniczak

Nie wiadomo, jakie były szanse przeżycia wypadku

Profesor nie podejmuje się w tej chwili oceny, czy nasza redakcyjna koleżanka miała jakiekolwiek szanse na przeżycie, przy założeniu, że natychmiast zostałaby jej udzielona pomoc. Rodzaj uszkodzenia kręgosłupa, który miała, w teorii prowadzi do kalectwa, ale nie do natychmiastowego zgonu. Kierownik poznańskiego ZMS zaznacza jednak, że w tym konkretnym przypadku trzeba wziąć pod uwagę również inne obrażenia oraz przebieg wypadku. A okoliczności zdarzenia nie są jeszcze znane. Wątpliwości nie rozwiały wyjaśnienia zatrzymanych osób.

Czytaj też Dzień przed tragiczną śmiercią Anna Karbowniczak zawiadomiła prokuraturę o anonimowych groźbach

Wiadomo, że kierowca Maciej N. i jego dwaj pasażerowie uciekli z miejsca zdarzenia, nie udzielili pomocy. Kierowca, po zatrzymaniu następnego dnia, twierdził, że odjechał, bo nie miał przy sobie prawa jazdy. Przekonywał także, że nie wiedział, że uderzył w człowieka. To zaskakujące tłumaczenie, bo uderzenie było na tyle silne, że rozbita była także szyba w busie. Musiał więc widzieć, że potracił człowieka. Był środek dnia, dochodziła godzina 14. Policja przypuszcza, że po prostu jechał za szybko na wąskiej, lokalnej drodze.

- Kierowca nie hamował, na drodze było żadnych śladów hamowania. W ustaleniu przebiegu wypadku pozwoli nam także analiza zapisów z Garmina dziennikarki. Dowiemy się, w którą stronę się poruszała, co będzie pomocne w odtworzenie szczegółów tragicznego wypadku – zaznacza Andrzej Borowiak, rzecznik wielkopolskiej policji.

Czytaj też Tekst o sprawie uchybień policji i prokuratury, po którym Anna Karbowniczak dostała groźby

Kierowca miał podwieźć znajomych

Od busa Macieja N., którym uciekł wraz ze swoimi pasażerami, odpadło kilka elementów. To sprawiło, że policja szybko wytypowała samochody, których poszukuje. Później, dzięki nagraniom z monitoringu, udało się namierzyć numery rejestracyjne poszukiwanego opla vivaro. Po nitce do kłębka – w piątek po południu, ponad 24 godziny po tragedii, policja zatrzymała kierowcę, jego brata i mechanika, którym zarzucono pomoc w zacieraniu śladów. W sobotę na policję zgłosiła się młoda kobieta i mężczyzna, pasażerowie busa. Okazało się, że to oni w czwartek poprosili Macieja N., by podwiózł ich pod Budzyń. Krótka podróż zakończyła się tragedią i śmiercią naszej redakcyjnej koleżanki.

Kulisy policyjnej obławy

Anna Karbowniczak tuż przed śmiercią dostała pisemne, anonimowe groźby. Były jednoznacznie związane z jej niedawnym tekstem o zaniedbaniach chodzieskiej policji i prokuratury w głośnej sprawie 2-letniego Marcela z Chodzieży. Policja i prokuratury nie łączą ze sobą sprawy wypadku i gróźb. Oba wątki są wyjaśniane w dwóch odrębnych śledztwach.

Sprawdź też:

W sprawie wypadku do aresztu trafili już kierowca busa Maciej N., jego brat oraz pasażer busa. Na wolności pozostaje z kolei pasażerka busa, ponieważ sąd nie zgodził się na jej aresztowanie. Piątym podejrzanym jest mechanik, który miał pomóc zatrzeć ślady poprzez naprawę uszkodzonego opla vivaro. W jego przypadku prokuratura nie składała do sądu wniosku o areszt uznając, że wystarczy dozór policji.

Zobacz też:

Sprawdź też:

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Niedziele handlowe mogą wrócić w 2024 roku

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na chojnice.naszemiasto.pl Nasze Miasto