Rozmowa z Markiem Lipińskim, hodowcą gołębi z Czerska
- Pan był w hali targowej w chwili, kiedy rozegrał się tam dramat?
- Większość z hodowców, tych którzy mieli stoiska i zwiedzających wyszła z hali około godziny 15. Niektórzy chcieli obejrzeć skoki narciarskie w telewizji. Do hoteli mieli jednak kawałek drogi, więc wyszli wcześnie. Ja nocowałem w hotelu tuż obok hali targowej. Wyszedłem więc nawet niecałe 10 minut przed tym, jak zaczął się walić dach. Telefon o tym co się stało dostałem już będąc w korytarzu hotelu. Wróciliśmy pod halę. Było bardzo ciemno. Jeśli ktoś wyszedł spod gruzów o własnych siłach, nie wiedział w którą stronę miał uciekać. Tak było ciemno. Ci co przeżyli pomagali strażakom odnajdywać ludzi pod rumowiskiem.
- Jak pan zareagował na wieść o tragedii?
- Najpierw byłem w szoku. Wszystkie myśli miałem wyłączone. Zaraz potem zacząłem się zastanawiać, co z kolegami. Telefon się grzał, tyle razy dzwoniłem i odbierałem komórkę. Zanim wyszedłem z hali siedzieliśmy z kolegami przy stolikach, rozmawialiśmy. Niewielu z nich przeżyło. Z Tczewa było czterech kolegów. Tylko dwóch przeżyło. To było straszne. To wyglądało jakby ludzie, którzy wyszli spod dachu przeżyli wybuch bomby. Mieli poszarpane ubrania i ranne głowy.
- Może pan mówić o...
- ...szczęściu. O drodze, którą pan Bóg mnie poprowadził.
Rozmowa z Sebastianem Ostoją-Lniskim z Czerska
- Co działo się na hali targowej, kiedy zawalił się dach? Jak się pan uratował?
- Zanim dach zaczął się zawalać, zatrząsł się. Ktoś krzyknął: dach się wali. To trwało kilka sekund. Zacząłem uciekać w kierunku ściany frontowej. Przy ścianie znajdowało się już kilka osób, które zaczęły wybijać szyby w drzwiach ewakuacyjnych. Na zewnątrz wydostałem się przez wybitą lukę.
- Jaka była pierwsza pana myśl w chwili walenia się dachu?
- Przed oczyma miałem osoby z którymi tam byłem, a o których nic nie wiedziałem. Wiedziałem, że przy stoisku zostały dwie młode, 17-letnie dziewczyny. Natychmiast pobiegłem na zgliszcza zawalonego dachu. Udało mi się zlokalizować moje stoisko. Aby tam dojść, musiałem pokonać przeszkody: stromy pochylony dach, szkła, powyginaną konstrukcję dachu. Dodatkowo wszystko było pod prądem. Gdy znalazłem miejsce, gdzie jeszcze niedawno stało moje stoisko zauważyłem, że jedna z dziewczyn jest już na powierzchni rumowiska, a druga jest jeszcze zaklinowana. Wspólnie z drugą osobą, która była na miejscu, pomogliśmy tej dziewczynie wydobyć się na zewnątrz. Następnie trzeba było je doprowadzić do karetek pogotowia.
- Pan też potwierdza wersję innych osób, że wyjście ewakuacyjne było zamknięte?
- Tak rzeczywiście było. Myślę że to ze względów oszczędnościowych, gdyż przed każdymi drzwiami musiałby stać strażnik, bowiem organizatorzy za wstęp brali 10 zł. Wpuszczano wszystkich jednym wejściem. Niestety, jeden z kolegów, który wspólnie ze mną tam pojechał, nie przeżył... Tak naprawdę to nie mogę jeszcze do tej pory w to uwierzyć. Szczerze współczuję rodzinom ofiar.
- Dziękuję za rozmowę.
Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?