Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Chojnice. Praktykanci się skarżą: jesteśmy tanią siłą roboczą

Maria Sowisło
Jesteśmy tanią siłą roboczą - z taką skargą zgłaszają się do nas osoby, które zakończyły już trwającą trzy lata praktyczną naukę zawodu w chojnickich firmach.

- Wybierając ten zakład pracy w życiu bym nie przypuszczał, że spotka mnie coś takiego - mówi Piotr (imię zmienione na życzenie praktykanta, a właściwe pozostaje do wiadomości redakcji). - Podczas wakacji pracowałem codziennie po osiem godzin za jedyne 150 złotych. Kiedy coś uszkodziłem w czasie pracy, to miałem potrącane z wypłaty. Nawet za ciuchy robocze. A kolega w innym warsztacie dostawał 400 złotych i miał przede wszystkim normalną atmosferę. Nikt nie krzyczał ani nie awanturował się.

Piotr po skończeniu trzyletniej praktyki i pozytywnym zdaniu egzaminów odszedł z zakładu. Nie obyło się jednak bez awantury.
- Dostałem ultimatum: albo zostaję przez następny rok na zajmowanym stanowisku, albo płacę za trzyletnie szkolenie 10 tysięcy złotych - żali się. - Dopiero wówczas przypomniałem sobie, że starsi koledzy nagle znikali z firmy bez słowa pożegnania czy nawet informacji, że skończyli praktyki. Zrobili tak jak ja. Po zakończeniu praktyki po prostu następnego dnia nie przyszli do pracy.

To nie jedyna skarga na zakład, w którym uczniowie chojnickich szkół zdobywają praktyczne umiejętności.
- W sklepie musiałam robić wszystko. Nawet nosić ciężkie skrzynki, choć mówiłam szefowej, że mam problemy z kręgosłupem - mówi Daria (nazwisko do wiadomości redakcji). - Potem usłyszałam o sobie, że jestem leniwa i miałam problemy ze znalezieniem pracy. Chojnice są małe.

Praktykanci nie chcą ujawniać swoich danych, bo boją się, że nikt nie będzie chciał przyjąć "roszczeniowców", jak mówią o nich ich pracodawcy. Ci z kolei mają na ten temat swoje zdanie. Przedstawiają uczniów jako młodych ludzi, którzy nie zawsze mówią prawdę.
- Nigdy nie miałam problemów z praktykantami. Sami nie rezygnują z pracy. Tylko jeden odszedł, bo nie pasowały mu dojazdy - mówi pracodawca Piotra, który także nie chce ujawniać nazwiska. Jak stwierdziła kobieta, jej rozgłos nie jest potrzebny. - W wakacje uczniowie nie pracują, no chyba że skończą 18 lat i chcą sobie dorobić. Ale takiej sytuacji u mnie nie było - zastrzega.

Tymczasem prawnicy przestrzegają: Uczniowie powinni znać swoje prawa i starać się je wyegzekwować.
- Przede wszystkim trzeba pamiętać, że uczeń powinien pracować pod nadzorem. Pracodawca nie może mu potrącać pieniędzy z wypłaty za zniszczenie narzędzia lub za odzież ochronną. To są koszty pracodawcy, który godzi się na nie przyjmując praktykanta. Po zdaniu egzaminu przez praktykanta pracodawca przecież ma prawo ubiegać się o refundację kosztów związanych z jego wykształceniem - mówi Grzegorz Wołek, adwokat. - I kwestia umowy o świadczeniu pracy po zakończeniu praktyk. Jeśli była zawierana z niepełnoletnim, to powinny pod nią widnieć podpisy obu rodziców i praktykanta. Można ją jednak podważyć, jeśli została podpisana na niekorzyść ucznia. Jeśli nie ma podpisów obojga rodziców, to z mocy prawa pozostaje nieważna.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Rewolucyjne zmiany w wynagrodzeniach milionów Polaków

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na chojnice.naszemiasto.pl Nasze Miasto