Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Chojniczanin z Bytowa Lech Stoltman zdobył w Tokio brązowy medal Igrzysk paraolimpijskich w pchnięciu kulą. Wygrał Brazylijczyk Santos

Olek Knitter
Olek Knitter
Chojniczanin z Bytowa Lech Stoltman zdobył w Tokio brązowy medal Igrzysk paraolimpijskich w pchnięciu kulą. Wygrał Brazylijczyk Santos
Chojniczanin z Bytowa Lech Stoltman zdobył w Tokio brązowy medal Igrzysk paraolimpijskich w pchnięciu kulą. Wygrał Brazylijczyk Santos Olek Knitter
Lech Stoltman pchnął dziś w Tokio kulę – w najlepszej próbie – na 12 metrów i 15 centymetrów. To piąty medal dla Polski w tych Igrzyskach, a dla Stoltmana, który reprezentuje Start Gorzów Wielkopolski, to drugi krążek olimpijski w karierze.

W piątek 27.08 Lech Stoltman, brązowy medalista sprzed pięciu lat w Rio, musiał uznać wyższość Brazylijczyka Wallace Santosa, który pchnął aż 12,63, ustanawiając nowy rekord świata. Stoltmana wyprzedził jeszcze Bułgar Rużdi Rużdi, który uzyskał 12,23.

Urodził się w Bytowie

Lech Stoltman ma 36 lat. Pochodzi z Bytowa. Tam się wychował, chodził do szkoły. Przygoda ze sportami siłowymi rozpoczęła się od siłowania na rękę. Lech pierwsze poty wylewał już za dziecka, próbując pokonać na rękę swojego tatę.

- Miałem to chyba w genach. Potem zacząłem jeździć na zawody, kolega, który już startował mnie namówił, bo zawsze gdzieś tam siłowaliśmy się w wolnym czasie na rękę. W żadnym klubie jednak wtedy nie byłem – wspomina Lech Stoltman. Startował jednak nie dlatego, że miał „łapę”, ale dysponował niezłą siłą i techniką.

W międzyczasie pojawiło się podnoszenie ciężarów. Po drodze była też przygoda z kulturystyką. Dziś Lech nie ukrywa, że swoją sportową przyszłość wiązał z którąś z dyscyplin siłowych. Ale wówczas jeszcze raczkował w tych sprawach, bo o wiedzę było bardzo trudno. - Ale to mi się w sumie podobało, że mogę samemu nabywać wiedzę, szukać podpowiedzi co do treningów czy żywienia. Nie było to takie oczywiste, jak jest dziś. Wtedy wiedzę czerpało się głównie od kolegów i z książek lub gazet, jeśli udało się je gdzieś zdobyć – przyznaje Stoltman.
Aż pojawił się internet. Był to 2003 może 2004 rok. - W jednej z kafejek internetowych odkryłem sportowe forum dyskusyjne. To był dla mnie raj z wiedzą – wspomina paraolimpijczyk.

Chojniczanin z Bytowa Lech Stoltman zdobył w Tokio brązowy medal Igrzysk paraolimpijskich w pchnięciu kulą. Wygrał Brazylijczyk Santos

Chojniczanin z Bytowa Lech Stoltman zdobył w Tokio brązowy m...

Wypadek na motorze

Stoltman zaczął nabierać siły, robił postępy, na siłowni już nie dźwigał bez rozgrzewki ile fabryka dała, tylko zaczął trenować zgodnie z literaturą. Ale wszystko się urwało. Przyszedł feralny 2005 rok. 20-letni Leszek jechał motorem niedaleko Bytowa, bo jednoślady to też była jego pasja. Nie pędził, jechał może z 70 km/h. Wypadł na zakręcie.

- Nie miałem nawet zadrapania – wspomina tamto wydarzenie. Niestety, złamał od uderzenia kręgosłup. Pechowo wpadł prawdopodobnie na jakiś kamień. Trafił na wózek. - Nie da się tego całkowicie wymazać z pamięci. Można dziś gdybać co by było gdyby... Ale pytanie brzmi też, co by było dalej, gdybym nie miał wtedy wypadku? Może dalej bym jeździł motorem i miał później jeszcze gorszy wypadek? Jazda na motocyklu jest przecież niebezpieczna – mówi Stoltman.

Pytany o to, czy wypadek zabrał mu sportowe marzenia i ambicje czy może zrobił z niego sportowca, w końcu jest medalistą mistrzostw Polski, Europy i świata, a także brązowym paraolimpijczykiem z RIO odpowiada bez zastanowienia, że jednak chciałby się zamienić. Wolałby dziś nie mieć tych medali, być gdzieś anonimowym pracownikiem, ale nie doświadczyć wypadku. - Cofnąłbym czas – przyznaje.

Sport dał drugie życie

Ale po wypadku to sport dał mu drugie, inne życie. To koledzy wyciągnęli go z psychicznego dołka i zabrali na wspólne treningi. - Po powrocie ze szpitala ciężko mi było się pozbierać w domu. Aż przyszedł kolega i wyciągnął mnie na siłownię. Choć czułem wzrok ludzi na sobie, który mnie aż palił, to cieszę się, że się zdecydowałem. Była to dla mnie najlepsza rehabilitacja, ale też ważne społecznie, że wyszedłem z domu do ludzi – przyznaje zawodnik.

Od kolegi Lech usłyszał o nieistniejącym już dziś klubie Start Gdynia, w którym są niepełnosprawni zawodnicy. Zapisał się, choć podczas pierwszej rozmowy przez telefon trener chyba nie uwierzył, że jako junior wyciskał 140 kg. Po pierwszym treningu ten sam trener już go zabrał na zawody. W debiucie zajął drugie miejsce w swojej kategorii oraz w kategorii Open, bo ważył 65 kg, więc przelicznik na punkty miał dobry. Wraz z kolejnymi podnoszonymi ciężarami na treningach szybko do góry szła forma. Bardzo szybko, bo już po kilku miesiącach Stoltman trafił do kadry narodowej. I spotkał go kolejny pech. Zerwał mięsień piersiowy. - I to zabrało mi wówczas szanse na dobre wyniki. Wiedziałem, że marzenia o Igrzyskach można odłożyć na półkę – przyznaje chojniczanin.

Wtedy opieka i wiedza medyczna nie były na tak profesjonalnym poziomie, jak dziś. Stoltman miał nieco ponad 20 lat, nikt się nim profesjonalnie po kontuzji nie zaopiekował. Trener kadry ciężarów Mariusz Oliwa podczas jednego ze zgrupowań zaproponował mu, aby spróbował... pchnięcia kulą, gdyż ma do tej dyscypliny predyspozycje, chociażby długość rąk. Ale Stoltman nie był zachwycony tym pomysłem. Nadal ćwiczył ciężary, choć już z gorszymi wynikami. Na początku wybrał kulturystykę i wstąpił też do klubu Atleta w miejscowym Bytowie.

Wybrał pchnięcie kulą

Ale... Po pierwsze od zawsze ciągnęło go do rywalizacji – czy to z kolegami, czy z przeciwnikami. Po drugie bardzo dużo kosztowało przygotowanie się do zawodów, a że nie był to sport olimpijski, to finansowania nie było żadnego, a nagrody za sukcesy mizerne. Było więc krucho z kasą, w głowie Lecha zaczął się też pojawiać pomysł założenia rodziny. Wtedy Lech przypomniał sobie o tej kuli. Sprawdził szybko wyniki, zobaczył, że trzeba pchać około 11 metrów, by się w tej dyscyplinie liczyć. - Pomyślałem wtedy, tylko tyle? Dam radę bez problemu. Prawda okazała się trochę inna, nie było to takie proste i trzeba było trenować, by tyle osiągnąć – wspomina.

No i złapał bakcyla. Odnalazł się w kuli. Wówczas studiował pedagogikę – opiekę i wychowania z profilaktyką uzależnień w Bydgoszczy. Na zawodach w ciężarach właśnie w Bydgoszczy poznał chłopaka, który również trenował pchnięcie kulą. Ten zaprosił go na Zawiszę po wskazówki do trenera Janusza Gassowskiego, który trenował pełnosprawnych kulomiotów. I tak się zaczęło. Leszek wziął sobie do serca te rady. Wyniki zaczęły się poprawiać, zajmował coraz wyższe lokaty, pojawiło się też pierwsze sportowe stypendium i nadzieja na sportowe jutro.

Start Gdynia i Start Gorzów Wielkopolski

Na początku Stoltman startował w barwach Startu Gdynia, ale klub upadł. Wtedy trafił do Startu Gorzów Wielkopolski pod skrzydła Zbigniewa Lewkowicza, który był też trenerem kadry i któremu Stoltman również wiele zawdzięczał. - Ten trener dużo mi pomagał, nawet, gdy jeszcze nie byłem zawodnikiem klubu z Gorzowa. Dla mnie więc wybór był jasny. Nie żałuję tej decyzji. Mamy bardzo duże wsparcie z klubu. Mamy dużo zgrupowań – mówi Stoltman.

W 2014 roku Lech się ożenił i przeprowadził do Chojnic, bo stąd pochodzi jego żona. Mają córeczkę. Stoltman nadal startuje w barwach Startu Gorzów Wielkopolski, ale poza zgrupowaniami klubowymi trenuje u siebie w Chojnicach. U teściów w Klosnowie pod Chojnicami zbudował sobie nawet specjalną rzutnię do treningów, a dzięki uprzejmości właścicieli KaNaMy ma siłownię za darmo. Gdy ją z powodu koronawirusa zamknięto, trenował nawet… na balkonie w bloku, by trzymać olimpijską formę. O formę męża dba też żona, która przygotowuje mu specjalne posiłki, by nie przekroczył przypadkiem pochłanianych kalorii. Jak przyznaje, wsparcie żony, rodziców i teściów jest w jego przypadku nieocenione, za co wszystkim dziękuje.

Marzy o klubie w Chojnicach

W wolnym czasie, którego zawodnik ma bardzo mało, zwłaszcza w cyklach przygotowawczych, Leszek lubi pojechać na ryby, postrzelać z broni palnej czy pozwiedzać region na quadzie, którym wjedzie wszędzie tam, gdzie nie da rady wózkiem. A marzy mu się, by w regionie Chojnic powstał klub zrzeszający niepełnosprawnych zawodników, by on mógł być w nim trenerem, bo na prezesa to raczej pchać się nie chce. Ale o tym pomyśli za trzy lata po Igrzyskach w Paryżu, bo to jego kolejny cel – zaraz gdy wróci z Tokio...

Olek Knitter
[email protected]
Na zdjęciach: Lech Stoltman tuż przed wylotem do Tokio (w dresie)
Początek 2020 roku. Lech Stoltman ciężko trenuje na … własnym balkonie, przygotowując się do Igrzysk, które ostatecznie zostały odwołane i przełożone na kolejny rok

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

echodnia Jacek Podgórski o meczu Korony Kielce z Pogonią Szczecin

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na chojnice.naszemiasto.pl Nasze Miasto